Afryka, Cape Town, widok z Góry Stołowej

Afryka, Cape Town, widok z Góry Stołowej

wtorek, 30 grudnia 2014

Fiordland National Park, NZ

Po świętach przy Mt Cook naszym kolejnym celem były fiordy. Mieliśmy do zrobienia ok. 300 km na południowy-zachód. Droga była długa, jak zwykle pokręcona i pełna kolejnych fajnych widoczków.

Queenstown, stolica sportów ekstremalnych NZ była po drodze. Miejsce znane między innymi z tego, że to tutaj wymyślono bungi i rozpoczęto wykonywanie skoków z mostu na rzece Kawaru. Ale nie skoki wydają się tutaj klu programu, a sama rzeka, której barwa zbliżona jest do wody w kubku, w której wypłukano pędzelek po turkusowej farbce.

Samo miasto Queenstown, a może raczej miasteczko, wg. naszej skali, jest urocze ze względu na położenie: góry i szerokie jezioro Wanaki.

Na nasz kamping, w miejscowości Te Anau, dojechaliśmy późnym popołudniem. Fajnie wyglądaliśmy na tle innych po rozbiciu namiotu. Ten mały husky to nasz.

Plan był następujący: mamy 4 noclegi, bo prognozy są nieciekawe, a w związku z tym 3 pełne dni na to, by wyczekać pogodę i przyatakować Milfiord Sound. Reprezentacyjny fiord tego regionu i NZ zarazem. Tutejszy fiord to oczywiście jedno z tych najbardziej deszczowych miejsc na ziemi - tylko jeden dzień na 3 jest bez opadów, a roczna ich suma wynosi prawie 7000mm (7 tys. litrów/m2)

Do fiordu mieliśmy ok. 100 km. Przy samym fiordzie oprócz mariny, a właściwie portu, nie ma nic. W okolicy Te Anau, jest pełno tras trekkingowych po górkach czy wokół jezior. Będzie można elastycznie podejmować decyzje, co robimy danego dnia.

I tak w następny dzień pogoda okazała się w kratkę, padło na traskę wokół jeziora. Pomimo przelotnych opadów było bardzo gorąco. Z zazdrością patrzyliśmy na sprzęty wodne jakimi tutaj dydponują i jak dobrze się bawią;)

Balcer skwitował to tym, że oni tutaj konsumują wiśniówkę z samego czubka piramidy masłowa. Teraz już zajmują się wymyślaniem dla siebie zabawek.

Kolejny dzień lało.. wiało.. Siedzieliśmy na kampingu i odpoczywaliśmy. Następny dzień miał być ładny od południa. Ustawiliśmy się zatem na niewielki statek, którym w ok. 2 g przepłyniemy 16 km fiord. Pływaliśmy po Geirenger w Norwegii i bardzo byliśmy ciekawi porównania.

I tak, w rezultacie można byłoby je zamknąć w kilku zdaniach:

- oba fiordy maja podobną długość, Milfiord 16 km (piszą 20, ale na łódce mówili, ze 16), Geiranger 15 km

- ten w NZ jest trochę szerszy niż norweski (na oko ok 50%)

- oba zostały zrobione przez schodzące lodowce do morza

- skaliste góry wokół są podobnej wysokości - ok. 1000-1600 mnpm,

- ściany obu fiordów pełne są wodospadów

Ale to tylko suche fakty. Całość wyprawy na Milfiord Sound dostarczyła nam wielu wrażeń, którymi postaram się podzielić.

Zacznijmy od kawy. Warto zauważyć, że NZ słynie z największego spożycia kawy na jednego mieszkańca. W każdej przydrożnej kafejce czy barze można zakupić perfekcyjną w smaku kawę, jakby parzył ją zawodowy barista. Oczywiście na świeżo mielą ziarna kawy, zaparzają gęstą esencję i podchodzą do ciebie tylko z jednym pytaniem - ile chcesz wody. I od takiej, świetnej kawy na rogatkach Te Anau, rozpoczeliśmy wycieczkę na fiord.

Po drodze mijaliśmy piękne łąki, góry, rzeki, wodospady i jeziora. Kilka zdjątek odda charakter terenu:

Najbardziej trudne i niemiłe spotkanie w NZ to oprócz cen, oczywiście z muchą piaskową;) Na powitanie fiordu pogryzły nas na maksa. Trochę fenistilu złagodziło temat (najlepszy produkt tutaj z naszego bagażu) i mogliśmy pójść do portu.

Koniec lub początek fiordu, zaprezentował się tak:

Zgodnie z planem, nasza łódka była najmniejsza, taka kameralna. Na pokładzie było nas ok 30 osób, a nie 200-300 jak na innych.

Widoki z łódki były niesamowite. Przede wszystkim dlatego, że fiord sam w dobie jest imponujący, mieliśmy piękną pogodę, świetnego kapitana, który podpływał blisko (naprawdę blisko!) skał, aby pokazać nam zjawiska i przyrodę, których nikt na dużych łódkach nie zobaczy.

Widok na fiord

Wodospady. Tutaj warto wspomnieć o fajnym zjawisku. Wiatr wieje z dołu fiordu pod górę i unosi wodę z wodospadów. Zamiast do morza, wiekszość wody trafia nad krawędź fiordu. Tylko cześć dociera do morza. Wpadające przez nią promienie słoneczne budują ciekawe obrazy. Tutaj tęcza przy wodospadzie.

Foki

Lodowce

I my tam byliśmy:

Na pokładzie mieliśmy egzotyczne, kilkunastoosobowe towarzystwo z Pakistanu. Podczas 2 godzinnego rejsu zamiast podziwiać widoki non stop robili sobie ustawiane sesje zdjęciowe. Pozy takie, że gdyby nie ubrania, to czasem można byłoby się pogubić się z gatunkiem. Ich dzieciaki tylko robiły za tło. Myślę, że zrobili kilka tysięcy zdjęć.., mieli ze sobą 3-4 aparaty. Dzięki śmiesznym sytuacjom, dziwacznym pozom do zdjęć, przepychankom na statku do atrakcyjnych miejsc na zdjęcie, reszta pasażerów szybko nawiązała kontakt, a po jakiś 30 minutach wszyscy wspólnie podśmiewaliśmy się z coraz to nowych sytuacji. Tylko kapitan miał niefajnie. Kilka razy musiał ich przywoływać do porządku, bo w sposób niebezpieczny wychylali się za burtę lub wspinali tam, gdzie nie wolno. Nie mogłam sobie darować i cyknęłam im zdjecia:

Mi było najfajniej jak Kapitan oddał mi ster na łódce. Byłam bardzo przejęta, bo podpływałam blisko skał. Wydawał mi polecenia 1 stope right/ left ( co jak sprawdziliśmy oznacza szprycha, a w kole sterniczym po prostu jednostka wychylenia steru). Oczywiście miałam banana, bo to bardzo, bardzo lubię. Kapitan pił wyluzowany kawę, więc wstydu nie było ;)

Po tak fajnym dniu na fiordzie, zadowoleni opuszczaliśmy kamping w kierunku krainy lodowców. Po drodze mielismy postój na kampingu bez zasięgi czegokolwiek. Dla uzależnionych od netu, zawsze trudno to zaakceptować. Po drodze zrobiliśmy traskę na blue pool'e w parku Aspiring. Takie jeziorka utworzone przez rzekę z krystalicznie czysta wodą.

 

Zawitaliśmy jeszcze do "puzzle world". Tutaj iluzja oszukuje aparat wzroku i błędnik. Zobaczcie kilka zdjątek, to od razu będzie wiadomo, o co chodzi:


Piszę ten post z krainy lodowców, gdzie po słonecznym powitaniu, noc i sylwestrowy dzień przyniósł wichury i ulewy o takim natężeniu, jakich jeszcze nie tutaj nie widziałam. W ciągu kilku godzin spadło 8cm deszczu, namiot tylko lekko przeciekł. ...pada dalej, a do północy (sylwester/nowy rok) juz tylko 7h ;)

A i tak jest pięknie - wszystko w rytmie natury.

Buziaki KGB

 

 

4 komentarze:

  1. Piękne zdjęcia !
    Wszystkiego naj.....w Nowym Roku i do zobaczenia za dwa tygodnie :-)
    Arek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też już sie cieszymy na nasz rejs! Wszystkiego również naj i udanego Sylwestra! My już po;)

      Usuń
  2. Skoro pada 7000mm/m2 to pomyślcie ile pada na hektar kwadratowy ;-)
    Wiadomo teraz skąd ta cała woda hehehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotr, poprawiłam jednostki. Thx- czytasz ze zrozumieniem;) Buzia

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.