Afryka, Cape Town, widok z Góry Stołowej

Afryka, Cape Town, widok z Góry Stołowej

sobota, 25 października 2014

O amerykańskich samolotach i samochodach

Wczoraj odbyliśmy 3 loty, aby w końcu trafić do "raju amerykańskich emerytów" - na Florydę. Spędzimy tutaj kolejne 9 dni - zobaczymy o co chodzi :)

 

zródło: Reuters.com

 

Póki co, kilka słów o tym jak się lata i jeździ sie po stanach.

1. Samoloty

Kilka lat temu byliśmy w Wenezueli, gdzie lecieliśmy 4 razy lokalnymi liniami. To co, we wszystkich 4 lotach odwalali piloci i stewardesy trochę nas zaskoczyło. Piloci nadużywali lotek na skrzydłach i steru kierunku jednocześnie. Zwroty, czy skręty były b. ciasne. Raz, jeden duży samolot, którym lecieliśmy w wąwozie w górach stołowych, oglądając Salto Angel, zrobił nawrot, w zasadzie niewiele wychodząc ponad górny brzeg wąwozu. Wtedy, skwitowalismy to: "Południowa Ameryka". A stewardesy - lały szklankami rum, nawet podczas lądowania.

Dwa lata temu byliśmy w Stanach i mieliśmy okazje lecieć lokalnym, amerykańskim połączeniem (NY - Las Vegas). Jakoś nam (mi i Kasi) się wtedy wydawało, że pilot sobie nieco śmiało poczynał z wszystkimi manetkami jakie miał w kokpicie. To samo, co u południowców: jak skręt, to na maksa, jak zejście z wysokości, to szybko, a nawet b. szybko. Nie pamietam dokładnie, ale jakoś sobie to też wyjaśniliśmy. Niby że jeszcze nas jet lag trzymał:)

Wczoraj zrobiliśmy z amerykańskimi pilotami 3 kolejne loty i było tak:

  1. Przyśpieszanie: używają skrajnych pozycji manetki z napisem power. Manewry w jedną/drugą stronę bardzo zdecydowane, może zrobić się niedobrze.
  2. Zakręty: 2 pozycje wolantu - max lewo/prawo (lotki) oraz tych pedałów od steru kierunków: też max w prawo i max w lewo - zakręty na tak zwaną żyletę (kąt nachylenia skrzydła do ziemi -mocna tendencja w kierunku 90 st.)
  3. Manewry z katalogu j.w., były wykonywane na małych wysokościach w naszym odczuciu - zaraz po starcie i na podejściu do lądowania.
  4. Wejście i zejście na/z wysokości przelotowej - szybko i gwałtownie, z użyciem wyżej opisanych manewrów, plus kombinacje z klapami, aby czasem za długo to nie trwało.

Tym razem jesteśmy pewni, że oni po prostu latają ostrzej niż w Europie. Kasia, która przecież zna się na lataniu, przypuszcza, że to dlatego, że tu jest taki ruch i trzeba tu szybko i agresywnie startować/lądować. Nie ma co się rozczulać nad komfortem pasażerów;). Nam się to akurat podobało, ale niektórzy pasażerowie byli co najmniej spięci.

Fajną sprawa, nową dla nas, była dostępność WiFi podczas lotów. Internet działał super, pogadaliśmy sobie na viberze, wysłałem pare maili - z 10 tys. metrów, gdzieś nad USA. Widać, że odchodzą powoli od klasycznych wyświetlaczy instalowanych w zagłówkach poprzedzającego fotela (centra multimedialne) na rzecz udostępnienia po WiFi inormacji o parametrach lotu, filmów, systemu zamówień z bufetu itd. Wszystko dostępne przez przeglądarkę. Teraz każdy pasażer ma jakiś tel. , pada czy kompa i może to obsługiwać to na swoim urządzeniu. Jest to piękny przykład modelu zarządzania infrastrukturą IT określanym jako BYOD, tylko w odniesieniu do Klientów, a nie pracownikow.

2. Samochody

Te wypożyczane. Chciałem się podzielić pewnym doświadczeniem. Jak rezerwuje się auto (przez sieć), to wybiera się kilka rzeczy. Miedzy innymi klasę, czy segment samochodu i np. to, że ma mieć nawigację. My do tej pory wybieraliśmy: klasa: najniższa (basic/economic) i nawigacja: tak. Na stronie wyskakuje cena i już. Możesz jechać do wypożyczalni. Klasa auta oznacza np. Ford Focus albo coś w podobnej wielkości i wyposażeniu. Poprzedni nasz Nissan był mniej, wiecej wielkości Focusa.

Na miejscu, miła pani zaproponowa nam Yarisa. Nawet w USA, w którym jest wszystko największe, Yaris nie będzie wielkości Focusa. Nie ma opcji. Negocjuję - krok 1. Pani odpuszcza, sprawdza w systemie i proponuje Chevi Sonic. Nie wiemy co to, więc idziemy zobaczyć. Na wskazanym miejscu, nad którym wyświetlone jest już nasze nazwisko, stoi CHEVI, dłuższy od Yarisa o jakieś 7 cm. Wracamy do Pani. Negocjuję - krok 2. Pani daje za wygraną i przydziela nam do zobaczenia CHEVI Cruze. Idziemy zobaczyć. Stoi autko większe, nowe (400 mil na liczniku), w skórze ale ...czarne. Na słońce Florydy, to kiepski pomysł. Szukamy na parkingu Cruze'a, w jasnym kolorze, z trzema literkami w oznaczniu (LTZ zamiast LT; uznaliśmy, ze musi być w czymś lepszy) i z tarczami z tyłu (uznaliśmy to za oznakę mocniejszego silnika). Negocjacje - krok 3. Podajemy pani nr miejsc parkingowych, z których samochody możemy zaakceptować. Pani, z wyuczonym, obowiązkowym, służbowym uśmiechem, przez który widać prześwitujące światełko irytacji ;), przydziela nam jedno z nich, srebrne. Akceptujemy. Po chwili wracamy. Negocjacje - krok 4 . Ten samochód nie ma nawigacji, a cyt. "A. Zamawialiśmy auto z nawigacja. B. mamy złe doświadczenia z nawigacją on-line w Stanach, bo mobilny internat macie b. słabiutki.". Pani wymięka. Przydzieliła nam coś z drugiego końca parkingu - Cruze'a:

  • białego,
  • w skórze,
  • z przebiegiem 5 mil (brand new),
  • z radiem satelitarnym (o tym wynalazku może jeszcze kiedyś wspomnę, bo to kolejna ciekawostka, którą mogli wymysleć tylko ludzie, którzy żyją na tak rozległych terenach, gdzie radio FM nie łapie żadnej stacji, w całym swoim zakresie fal; licznik na radiu kręci się wkoło, przy włączonej funkcji "seek"),
  • systemem, który nas zaskoczył onStar (na razie go rozpoznaję, ale polega mniej wiecej na połączeniu samochodu bezpośrednio z centrum pomocy w celu SOS, holowania, podrzucenia paliwa, nawigacji, zmiany koła, pomocy medycznej, zdalnej diagnostyki auta itd.; na razie tylko dwa razy nacisnąłem te przyciski i uruchomili jakąś procedurę po ich stronie, bo zaczęli mi do samochodu oddzwaniać; skończyli dopiero po krótkiej, uprzejmej wymianie zdań o tym jak leci i że na pewno wszystko w porządku i niczego nie potrzebujemy),
  • z pełnym Infotainment System,
  • nawigacją,
  • zdalnym odpalaniem w celu uruchomienia klimy,
  • otwieranym dachem
  • felgami 18"
  • no i trzema literkami w oznaczeniu modelu i tarczami z tylu :)
  • oraz jak się później zauważyliśmy, z czerwonym oznaczeniem bocznym "RS" :))

Może to nie jest CAMARO i może dla niektórych ludzi nie ma znaczenian czym jeżdżą, ale dla nas jest to ważne, bo jesteśmy oboje gadzeciarzami i lubimy mieć fajne zabawki, ta jest fajna i jeździ znacznie lepiej niż poprzednie auto :)

Nauka na przyszłość. Wszyscy chcą zrobić biznes i b. szanują Klienta, zwłaszcza w bezpośrednim kontakcie; nigdy się nie irytują, jak się wraca i o coś dopytuje lub coś reklamuje. Jednak chcą się pozbyć najsłabszych samochodów z danej klasy, tj.w danej cenie. Jeśli je weźmiesz, to oni wygrywaja. Jeśli będziesz negocjował (po polsku: będziesz upierdliwy), Ty wygrywasz. My w tej rozgrywce przeszliśmy od biednego Yaris'a do wypasionego, nowego, wypasionego Cruze'a. W tej samej klasie i za te same pieniądze. Jeszcze inaczej, nawet jak czujesz się jak schabowy w synagodze (cyt. z Clarkson'a), to dyskutuj, bo albo oni pozbędą się najbiednieszjeszgo auta albo najbadziej upierdliwego Klienta i najlepszego auta ;)

Musimy jesze kiedyś spróbować wypożyczenia ad hoc, tzn. przylatujesz i bierzesz na miejscu, co jest. Ale to może przy następnej podróży, bo na razie wolę te grube elementy, jak auto, mieć zaklepane apriori.

Pozdrawiamy KGB

 

7 komentarzy:

  1. Fryzura nr 3 super. Autko też niczego sobie.
    PS: Krysia i Jurek dziękują za kartkę ... z gejzerem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki;)
      kartka ekspresem dotarła do Polski, wysłaliśmy ją w poniedziałek. Buziaki

      Usuń
  2. Mnie najbardziej zaintrygowało lustereczko wsteczne w tej wypasionej furze .... ;) No i oczywiście jako nr 1 wśród gadżeciarzy jestem z Wami w walce o gadżety :) To RS ach .... podriftował by ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W lusterku wstecznym, rozumiem, ze chodzi Ci o wew., są przyciski: onStar i SOS :)

      Usuń
  3. W samolotach Aeroflotu (RU) tez juz widzialem centrum miltimedialne dostępne przez WiFi. Natomiast zdalne odpalanie samochodu to na Syberii standard - nie koniecznie do włączania klimy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja Wam sprzedam jeszcze jedno magiczne zaklęcie które działa cuda w amerykańskich punktach sklepowych i usługowych (czyli np. wypożyczalni fur). A brzmi ono : "Call the Manager ....... " znaczy że z jego/jej przełożonym to załatwisz skoro on/ona nie chce ubić dealu. Mega ! działa jak różdżka Harrego Pottera ..... :-) Koolay

    OdpowiedzUsuń
  5. Uff bo już po pierwszym zdjęciu myślałam, że ta Wasza podróż to w czasie a po wylądowaniu dostaliście balkonik. Buziaki Ela

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.